podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Ameryka Południowa » Andy'2005 - W Krainie Kondorów
reklama
Robert Remisz
zmień font:
Andy'2005 - W Krainie Kondorów
artykuł czytany 5966 razy
Nazajutrz spacerowałem w pobliżu bazy. Przypatrywałem się górze, z którą miałem walczyć od jutra na dobre i na złe. Zadawałem sobie w myślach pytanie, czy Kamienny Wartownik puści mnie? Uzgodniliśmy plan działania i wieczorem przygotowaliśmy depozyt, który następnego dnia wynieśliśmy na Nido de Condores na wysokość 5.380 m. Szliśmy osobno. Nasz plan zakładał, że ominiemy obóz I (Plaza de Canada 4.910 m.) z dwóch powodów: zbyt niskiego położenia oraz braku wody, śniegu, czy też lodu do stopienia. Zakładałem, że wejście z bazy Plaza de Mulas 4.300 m. od razu do obozu II na przełęczy Nido de Condores 5.380 m. zajmie mi około 6 godzin. Miło się rozczarowałem, ponieważ czułem się na tyle dobrze, że odcinek ten pokonałem w 3,5 godziny. Tego samego dnia znów byłem na dole w bazie.
Taką górę jak Aconcagua o wysokości prawie 7.000 m należy zdobywać nie spiesząc się. By wejście było bezpieczne atak szczytowy nie powinien odbywać się wcześniej niż po 10 dniach od rozpoczęcia akcji górskiej. Dlatego po wyniesieniu depozytu, kolejnego dnia odpoczywaliśmy w bazie. Okres aklimatyzacyjny jest bardzo ważny. Nie można się spieszyć, choć czasami, zwłaszcza, gdy pogoda się utrzymuje, jest to bardzo kuszące. Bałem się jej załamania, a co za tym idzie braku okazji powalczenia z Kamiennym Wartownikiem, ale z drugiej strony próba zbyt szybkiego wejścia mogła się zakończyć porażką, albo wejściem w kiepskim stylu. Nie chciałem schodzić ze szczytu półprzytomny, nie chciałem wyglądać jak pobita pod Moskwą armia Napoleona, albo Wermacht wycofujący się z pod Stalingradu.
Po dwóch dniach restu założyliśmy nasz obóz I na przełęczy Nido de Condores 5.380 m. Po nocy w nim spędzonej wynieśliśmy depozyt na wysokość 6.050 m w miejsce gdzie planowaliśmy rozbić obóz II. Pogoda dalej nam sprzyjała. Spędziliśmy jeszcze jedną noc na Nido de Condores i zeszliśmy na odpoczynek do bazy Plaza de Mulas 4.300 m. Starannie przygotowaliśmy wszystko, co było nam niezbędne do ostatecznej rozprawy z Kamiennym Wartownikiem i po dwóch dniach restu rozpoczęliśmy ostateczną rozgrywkę.
14.02.2005 z bazy Plaza de Mulas doszliśmy na przełęcz Nido de Condores 5.380 m. Spędziliśmy w naszym obozie I noc, po czym namiot przenieśliśmy powyżej schronu Berlin 5.800 m. w miejsce naszego obozu II na 6.050 m. Rozbiliśmy go w osłoniętym z dwóch stron od wiatru miejscu, dzięki czemu dość komfortowo spędziliśmy noc.
16.02.2005 wczesnym rankiem w namiocie mieliśmy -10 stopni C. Szron sypał się na nas przy każdym niemal najmniejszym ruchu. Rozpoczęliśmy gotowanie nie wychodząc ze śpiworów. Było tak zimno, że przekładałem wyjście na atak szczytowy z godziny 7.00 na 8.00, a potem z 8.00 na 9.00. Nie kupiłem przed wyjazdem porządnych, puchowych łapawic, więc obawiałem się o palce, zwłaszcza, że porywisty wiatr wzmagał zimno. Kiedy wreszcie rozpocząłem rozprawę z Kamiennym Wartownikiem, była godzina 9.00 rano. Jeszcze przez kolejne dwie godziny kostniały mi palce u rąk i traciłem w nich czucie. Dopiero, gdy wszedłem w strefę słońca i wiatr nieco zelżał, zrobiło mi się cieplej. Włączyłem sobie muzykę, by przyjemniej mi się wchodziło na wymarzoną górę. W słuchawkach pobrzmiewał The Exploited - "Was it Me", Iggy Pop, a na koniec New Model Army. Z mocną muzą miałem niesamowitego powera. Punk rock dyktował mi rytm, tempo podejścia. Szybkie mordercze kroki zapierające dech w piersi. Powyżej ostatniego rozpadającego się schronu Independencia 6.370 m., podejście wywłaszczyło się i szedłem trawersem. Wzmógł się wiatr utrudniając oddychanie. Trochę zwolniłem, ale dość równo doszedłem do żlebu. Napiłem się, zjadłem dwa batony, chwilę odsapnąłem i wykonałem ten ostatni tygrysi skok. Po niespełna 5 godzinach od rozpoczęcia decydującej rozprawy z górą - byłem na szczycie Kamiennego Wartownika. Aconcagua szczyt moich marzeń, czy stanie się szczytem moich marzeń???
Miałem wrażenie, że ucichł wiatr i zrobiło się ciepło. Cały czas świeciło słońce i była niesamowita przejrzystość powietrza. Wykonałem serie fotografii, nacieszyłem się widokiem i rozpocząłem zejście. Zajęło mi 1,5 godziny, by znaleźć się w namiocie na 6.050 m. Topiłem śnieg. Napełniłem termos herbatą dla partnera, który jeszcze schodził ze szczytu. Dotarł późno, dlatego spędziliśmy jeszcze jedną noc w naszym obozie II.
Następnego dnia likwidując nasze obozy zeszliśmy wraz z całym sprzętem do bazy na Plaza de Mulas 4.300 m. Niestety spotkała nas przykra wiadomość. W samej bazie jak i wokół niej nie było już wody zdatnej do picia. Wyschło ostatnie źródełko. Piliśmy 1,5 litrową coca-colę za 10 dolarów butelka.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  6  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]